Inwestowanie nieodłącznie wiąże się z ryzykiem. Sprawdzonym sposobem na jego zmniejszanie jest dywersyfikacja. Mogą w niej wydatnie pomóc fundusze ETF. Tajniki tych produktów zdradził nam ich znany propagator.
Przemysław Tabor: Jacku, jak zaczęła się Twoja przygoda z ETF-ami?
Jacek Lempart, atlastETF.pl: Jeżeli chodzi o moją historię z ETF to ona już zaczęła się dość dawno temu. Pierwszy raz na ten instrument natknąłem się w 2008 roku, gdy w Polsce tego tematu jeszcze w ogóle nie było. Zapewne to wciąż była nowość na arenie światowej. Wtedy jeszcze ich specjalnie nie wykorzystywałem, jednak z czasem gdy dojrzewałem jako inwestor to szukałem trochę więcej świętego spokoju i coraz chętniej spoglądałem w ich kierunku.
Gdy przechodziłem z aktywnego tradingu do długoterminowego inwestowania to ETF zaczynały coraz częściej gościć w moim portfelu inwestycyjnym. Od mniej więcej 10 lat przeważają, a w tym momencie stanowią już większość portfela.
Przemysław Tabor: Jak wyglądają początki historii funduszy ETF?
Początek to jeszcze lata 70-te w USA. Kiedy powstały pierwsze fundusze indeksowe, to wtedy znany inwestor Jack Bogle zauważył, że gdyby obniżyć koszt inwestowania jakie ponosi inwestor, czyli obniżyć koszty za zarządzanie – to jest to najpewniejszy i najprostszy sposób na to, żeby inwestor mógł po prostu więcej zarobić.
Bogle pokazał kiedyś taki przykład, że na przestrzeni 50 lat z pozoru niewielka opłata na poziomie 2% jaka jest pobierana przez fundusze zarządzane powoduje, że po tych 50 latach inwestor otrzymuje de facto 40% tego co wypracował rynek. Pozostałe 60% jest po prostu “pożarte” przez opłaty. Tak zaczęła się popularyzować idea funduszy indeksowych, a więc takich, które odzwierciedlają wynik indeksu, rynku – np. S&P 500.
Oczywiście na początku taka koncepcja nie cieszyła się wielkim powodzeniem, bo kto chciałby zarabiać średnią rynkową z S&P 500, ale z czasem ta idea się przebijała. W pewnym momencie poszła jeszcze o krok dalej i te fundusze zaczęły być dostępne na giełdzie.
ETF powstały na początku lat 90-tych jako rozwinięcie funduszy indeksowych. Tyle, że teraz zaczęły być jeszcze łatwiej dostępne bo można je kupić tak jak każdy inny papier na rynku, jak np. akcje. To druga odsłona tzw. pasywnej rewolucji. Cała rzesza osób zauważyła z czasem, że jest możliwość inwestowania w zupełnie inny sposób. Zamiast siłować się z rynkiem – można po prostu kupić cały rynek i nie trzeba robić nic specjalnego. Wystarczy mieć dostęp do do giełdy i po prostu kupić sobie taki produkt jak ETF.
Niedawno obchodziliśmy 30 urodziny pierwszego ETF stworzonego w USA. Zatem, to nie jest żadna nowość w skali globalnej.
Przemysław Tabor: Co odróżnia ETF od klasycznych funduszy inwestycyjnych?
Jacek Lempart: Czymś co wyróżnia ETF-y jest to, że one są bardzo transparentne. Możemy każdego dnia spojrzeć co w takim ETF się znajduje i jaki jest skład portfela. Nawet jeśli jest to fundusz inwestujący aktywnie, to wiemy dokładnie jaka jest jego strategia. Nie ma tam zwykle miejsca na dyskrecjonalne decyzje. Jest to przeważnie w pełni zautomatyzowane.
Transparentność i dostępność powoduje, że to jest coś innego niż zwykły fundusz. W przypadku ETF możemy kupić jednostki tego funduszu na giełdzie od innego inwestora bez informacji zwrotnej do funduszu. Inwestorzy mogą między sobą wymieniać się jednostkami ETF, co też jest czymś co pomaga w obniżeniu kosztów. Dzięki temu nie musi pracować sztab ludzi, który byłby kosztem dla inwestora.
To wszystko pomaga w tym, żeby te instrumenty były po prostu tańsze i łatwiej dostępne.
Kolejną zaletą jest to, że widzimy wycenę ETF w czasie rzeczywistym. W przypadku klasycznego funduszu widzimy wycenę na koniec dnia notowań.
Z drugiej strony, to może być zmorą niedoświadczonych inwestorów, bo może to spowodować sytuację, w której niektórzy z nich zbyt emocjonalnie zareagują na to co się dzieje na rynku.
Przemysław Tabor: Jak duży jest rynek ETF?
Jacek Lempart: Szacuje się, że obecnie istnieje około 10 tys. różnych ETF i mniej więcej tygodniowo w tym momencie powstaje kilkadziesiąt nowych. To jest ogromna liczba.
Istnieją ETF na wiele klas aktywów. Poza najbardziej popularnymi klasami aktywów jak akcje i obligacje, można również kupować ETF, które dają nam ekspozycję chociażby na rynek surowcowy. Na przykład na złoto, srebro lub ropę.
Przemysław Tabor: Czy kupując ETF na złoto mamy możliwość dysponowania tym metalem? Czy znajduje się on w jakimś magazynie?
To zależy. Faktycznie, są takie ETF (ściślej – ETC), które zapewniają tzw. replikację fizyczną. Oznacza to, że na każdą jednostkę ETF przypada odpowiednia ilość kruszcu, który jest deponowany w magazynie. Ostatnio na polskiej giełdzie w Warszawie debiutował fundusz, który właśnie w ten sposób replikuje kurs złota, że w mennicy królewskiej w Wielkiej Brytanii mamy fizycznie to złoto.
Jednak są też takie ETF-y, które tylko naśladują kurs danego towaru. Są to ETF replikowane syntetycznie, np. poprzez śledzeniu notowań kontraktów terminowych. Trudno byłoby przecież przechowywać chociażby uran czy tusze wieprzowe. Ciężko sobie wyobrazić, że fundusz będzie kupował tusze wieprzowe i gdzieś je magazynował.
Przemysław Tabor: Czy są inne powody, dla których stosuje się replikację syntetyczną?
Jacek Lempart: Tak. Inne powody, dla których stosuje się replikację syntetyczną, to na przykład, żeby w legalny sposób uniknąć płacenia podatku u źródła. Jeżeli Apple wypłaca dywidendę to nawet jeżeli będziemy inwestować na koncie nieopodatkowanym, to i tak 15% podatku będzie zatrzymane u źródła czyli w Stanach Zjednoczonych w tym przypadku.
Natomiast, jeżeli mamy do czynienia z replikacją syntetyczną to wtedy taki fundusz w gruncie rzeczy nie ma w portfelu 500 spółek amerykańskich, tylko zupełnie jakiś inny portfel: na przykład 500 największych spółek z Europy, a te 500 spółek amerykańskich ma jakiś inny partner tego funduszu. Później dochodzi do wymiany stopą zwrotu i to jest zupełnie legalny sposób na to, żeby nie zapłacić podatku u źródła. Ryzyko jest praktycznie pomijalne.
Pamiętajmy, że ETF są notowane na rynkach regulowanych i znajdują się pod lupą wielu różnych instytucji. Wymogi jakie muszą spełnić są bardzo wysokie.
Tekst przygotował FXMAG