Rośnie popularność najmu krótkoterminowego w UE
Najem krótkoterminowy w UE zauważalnie wzrósł w II kw. 2024 roku. Z danych przedstawionych przez Eurostat wynika, że w tym czasie goście spędzili niemal 210 mln nocy w lokalach wynajmowanych krótkoterminowo za pośrednictwem platform Airbnb, Booking, Expedia Group lub TripAdvisor. To o ponad 16% więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego.
Kwiecień był jeszcze dość niemrawy w tym zakresie, statystki pokazują nawet spadek rezerwacji względem kwietnia 2023 roku. W maju był już jednak widoczny rezerwacyjny boom – wynik był lepszy od zeszłorocznego o niemal jedną trzecią. Najmocniej w tym czasie zyskała Malta, na której ruch zwiększył się o blisko połowę, duże wzrosty odnotowały też Litwa (ponad 28%) czy Szwecja (ponad 27%). Najmniejszy wzrost (ale wciąż wzrost) odnotowano w Belgii (+2,6%) oraz sąsiedniej Holandii (3,3%). Co z Polską
Z danych Eurostatu wynika, że Polski próżno szukać w gronie liderów wzrostów z II kw. Z wynikiem poniżej 15% nasz kraj plasuje się poniżej unijnej średniej. Tylko czy powinno nas to martwić?
Najem krótkoterminowy to zysk dla wszystkich
Zwolennicy najmu krótkoterminowego przekonują, że nakręca on turystykę i inne gałęzie gospodarki. Gość płaci nie tylko za nocleg, ale też za jedzenie w restauracjach, drinki w pubach, zakupy w sklepach spożywczych, pamiątki i wszelkiej maści rozrywki. Zarobią wynajmujący mieszkanie, taksówkarz, lodziarz, właściciel baru i człowiek przebrany za smoka wawelskiego. A finalnie także miasta i państwo. Kilka miesięcy temu na miejskiej platformie Magiczny Kraków można było przeczytać, że:
„Na dzień 12 lutego 2024 r. w ewidencji obiektów świadczących usługi hotelarskie, niebędących obiektami hotelarskimi oraz pól biwakowych na terenie Gminy Miejskiej Kraków ujętych jest 2218 obiektów”.
A od prowadzących je podmiotów pobierane są podatki. Dalej podawano też, że nie wszystkie osoby działające w obszarze najmu krótkoterminowego przestrzegają przepisów. Wówczas odpowiednie służby wkraczają do akcji i naliczają podatki. Efekt? Dodatkowe 0,5 mln PLN w kasie miasta za 2023 rok. W tym miejscu należy zaznaczyć, że miasto pochwaliło się danymi:
„W związku z pojawiającymi się w przestrzeni medialnej informacjami, iż działalność w zakresie najmu krótkoterminowego nie przysparza przychodów dla miasta”.
No, prawie dla wszystkich
Ten temat nie jest nowy, media rzeczywiście podnoszą go od lat. I nie jest to jakaś polska anomalia, te kwestie są poruszane w Hiszpanii, Francji, we Włoszech czy za naszą zachodnią granicą. W niektórych miastach Europy najem krótkoterminowy jest już zwalczany.
W Polsce podnoszony jest m.in. problem gentryfikacji centrum Krakowa. Proces ten polega na rosnącej komercjalizacji części miasta, ale kosztem tubylców. Szczególnie widoczne zjawisko to stało się w stolicy Małopolski podczas pandemii: z centrum zniknęli turyści i Rynek oraz przylegające do niego ulice opustoszały. Co z „normalnymi” mieszkańcami? W ciągu kilku dekad praktycznie wszyscy wybyli. Marek Grochowicz z Instytutu Geografii i Gospodarki Przestrzennej Uniwersytetu Jagiellońskiego informował wówczas Dziennik Polski, że:
„Wiele osób sztucznie melduje się w Dzielnicy I, żeby np. móc parkować w centrum. Tak naprawdę na Starym Mieście zostało dzisiaj najwyżej kilkuset (200-300) mieszkańców, a na Kazimierzu kilka tysięcy – z kilkunastu jeszcze kilka lat temu”.
Rosną ceny najmu i lokali
Znikają starzy mieszkańcy, którym przeszkadzają hałas, rosnące ceny i brak np. fryzjera, ale problem mają też osoby zainteresowane najmem długoterminowym. Serwis otodom.pl wiosną informował, że w Trójmieście obserwowany jest wyraźny spadek liczby ofert wynajmu długoterminowego, bo lokale są szykowane na sezon turystyczny i najem krótkoterminowy, który po prostu przynosi większe zyski (ale jednocześnie jest obarczony większym ryzykiem).
Tekst przygotował FXMAG