- Dlaczego wybory w USA mają znaczenie dla bitcoina?
…Ale po pierwsze: czy to ma jakieś znaczenie?
Zacznijmy prowokacyjnie: czy wybory w USA mają jednak realne znaczenie dla rynku kryptowalut? W końcu to branża, która miała być poza wszystkim: ponad rządami i niezależna od ich polityki. Tak chcą to widzieć co bardziej zagorzali fani bitcoina. Realia są jednak inne. Polityka mocarstw ma wpływ na cyfrowe aktywa: czy to ich zakaz w Chinach, czy polityka monetarna Fedu.
Oczywiście, rząd USA czy Chin nie może zniszczyć Bitcoina jako sieci. Nie może sprawić, że ta nagle się zatrzyma i przestanie działać. Tyle że może już doprowadzić do tego, że inwestorzy przestaną przenosić swój kapitał na ten rynek.
Odpowiadając więc wprost na pytanie z nagłówka. Tak, polityka USA i to, kto zamieszka od przyszłego roku w Białym Domu, ma pewne znaczenie.
Kadencja Joe Bidena: nie taka straszna, jak ją malują
Za nami czteroletnia kadencja Joe Bidena. Sam obecny prezydent może i nie wie wiele na temat bitcoina, ale jego współpracownicy mają już z pewnością pewną wiedzę na ten temat. Niemal cała kadencja tego gabinetu stała pod znakiem ataków Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (z ang. Securities and Exchange Commission, SEC) na kryptowalutowe firmy (m.in. na Coinbase, Binance czy Krakena). O tym mówiły media. Nie można jednak zapomnieć o tym, że na początku tego roku powstały też ETF-y spot na BTC. Zaś parę miesięcy potem na ETH. Co to pokazuje? To, że zarządzana przez Gary’ego Genslera komisja zrobiła to, co nie wydawało się możliwe przez ponad dekadę!
Patrząc na kadencję Bidena nie można więc malować ją tylko w ciemnych barwach! Warto pamiętać o tym, że wiceprezydentem w tym gabinecie była Kamala Harris, czyli obecna kandydatka na prezydenta USA Partii Demokratycznej.
Dlaczego nie Harris?
Mimo powyższego społeczność kryptowalut w większej części popiera Trumpa, a nie Harris. Dlaczego?
Powodem jest to, że kampania Republikanina jest bardziej nakierowana na kryptowaluty – jego rywalka nie mówi o nich niemal wcale. W jednej z jej wypowiedzi pojawił się wątek technologii blockchain, ale nie stricte cyfrowych aktywów.
– Będziemy inwestować w bioprodukcję i lotnictwo. Zachowamy dominującą pozycję w zakresie AI i komputerów kwantowych, blockchaina i innych wschodzących technologii. Rozszerzymy naszą przewagę w zakresie innowacji i produkcji czystej energii — powiedziała Harris w czasie przemówienia wygłoszonego 25 września w Economic Club of Pittsburgh.
Inwestorów martwi jednak coś innego: zapowiedź wprowadzenia podatku od posiadanych aktywów i zarazem niezrealizowanych zysków. Demokratka chciałaby opodatkować nim największe majątki w USA. I tu pojawia się zresztą spore nieporozumienie: czytając posty w social mediach można odnieść wrażenie, że wielu przeciwników Harris obawia się, że wspomniana danina uderzy w niemal każdego inwestora. To jednak nie prawda – dotknie tylko miliarderów.
Do tego wielu nadal pamięta politykę SEC i ataki tego organu na giełdy kryptowalut – Coinbase, Binance czy Krakena. Wydarzenia te zaćmiły powstanie wspomnianych ETF-ów.
Głównym problemem Harris jest więc to, że nie kładzie ona w czasie swojej kampanii nacisku na kryptowaluty i to, co administracja Bidena zrobiła dla tej branży.
Trump – wybawca bitcoina?
To ostatnie cynicznie wykorzystuje teraz sztab Republikanów. I warto zaznaczyć, że nie było tak od początku.
W pierwszych dniach kampanii wyborczej (dokładniej: wtedy jeszcze prawyborczej) o kryptowalutach wiele mówił Ron DeSantis, gubernator Florydy, który rywalizował z Trumpem o nominację Partii Republikańskiej na prezydenta. Obiecywał, że zakaże emisji CBDC (cyfrowego dolara) i wzmocni branżę cyfrowych aktywów.
Po pierwszym głosowaniu w prawyborach DeSantis, który zajął dopiero 3. miejsce – po Trumpie i Nikki Halley – zrezygnował z kandydowania. Wtedy też w kampanii Trumpa zaczęły pojawiać się kryptowaluty.
O czym dokładnie w kontekście bitcoina mówi były i może przyszły prezydent? Przede wszystkim obiecał wzmocnić branżę miningu – w swoim stylu zapowiedział, że sprawi, że ostatnie do wykopania BTC zostaną wydobyte na terenie USA. Oczywiście, nie jest to realne, ale zbieżne z megalomańską narracją Trumpa.
Republikanin obiecał „zwolnić” obecnego szefa SEC
Wykorzystuje więc skojarzenia branży dot. ataków Komisji na kryptogiełdy. – Wyznaczę nowego przewodniczącego SEC, który uważa, że Ameryka powinna budować przyszłość, a nie ją blokować – zadeklarował na największej konferencji dot. kryptowalut w USA, Bitcoin 2024.
Do tego planuje uwolnić Rossa Ulbrichta, programistę, który stał za Silk Road, darkwebową platformą, na której można było kupować nielegalne używki za bitcoiny. Został on skazany na dożywocie, ale Trump obiecał, że wypuści go na wolność.
Mieszkaniec Trump Tower obiecał też, że jeżeli tylko zostanie prezydentem, zakaże emisji CBDC. – Nigdy nie będzie CBDC (czyli cyfrowego dolara), dopóki jestem prezydentem Stanów Zjednoczonych – powiedział także na Bitcoin 2024.
Wielu inwestorów zaciekawi to, że Trump chce bronić prawa Amerykanów do „self-custody„, czyli samodzielnego przechowywania kryptowalut na paper walletach lub portfelach sprzętowych.
I wreszcie może najważniejsze: Trump jako prezydent zablokuje sprzedaż ponad 200 000 BTC, jakie posiada amerykański rząd (to środki, jakie przejęto przez lata różnym przestępcom). To o tyle ważne, że koresponduje z projektem ustawy, jaki to przygotowała republikańska senator Cynthia Lummis, która chce, by Fed dodał do swoich rezerw BTC i niejako zrównał tym kryptowalutę ze złotem.
Czy Trumpowi uda się zrealizować wszystkie te obietnice? To wątpliwe, bowiem władza prezydenta jest w USA ograniczona choćby przez Kongres i szerzej przez deep state. Same jednak jego obietnice mogą napędzić kurs bitcoina przez najbliższe dni i może później – w razie wygranej Republikanina.
Tekst przygotował FXMAG