Bitcoin: od antysystemu do mainstreamu
Bitcoin powstał jako część antysystemu, coś, co miało służyć przechowywaniu wartości i realizacji transakcji poza obiegiem bankowym. Tym samym kryptowaluta miała zapewniać anonimowość i sprawiać, że władze nie wiedziałyby, ile dokładnie posiadamy majątku w blockchainie.
Oczywiście, obecnie obserwujemy już proces regulacji rynku kryptowalut, który to sprawi, że anonimowość, którą zapewnia nowa technologia, częściowo zniknie. To jednak koszt zwiększonej adopcji.
Ciekawe wydarzenia mają jednak też miejsce na innym poziomie – podejścia mainstreamowych polityków do bitcoina. Choć ci powinni być raczej wrogo nastawieni do kryptowalut, dziś coraz częściej słyszymy ich wypowiedzi, które świadczą o czymś zupełnie innym: otwarciu się na BTC i blockchaina. Do głosu dochodzi pokolenie młodszych polityków, którzy widzą w i cyfrowej walucie, i w nowej technologii bardziej szansę, a nie zagrożenie.
Donald Trump zmienia bieg historii
W poprzednim akapicie padło zdanie politykach młodszego pokolenia. Donalda Trumpa trudno uznać za młodego (no, może duchem), ale to właśnie on zaczyna stawać się liderem politycznego ruchu, który chce wprowadzić BTC do mainstreamu.
To o tyle interesujące, że Trump kilka lat temu pozycjonował się jako wróg bitcoina – podkreślał, że kryptowaluta to narzędzie przestępców, a on sam jest wielkim fanem dolara.
Przełom nastąpił w czasie prawyborów w Partii Republikańskiej. Rywalami Trumpa w tychże byli m.in. gubernator Florydy Ron DeSantis i biznesmen Vivek Ramaswamy. Obaj promowali się jako zwolennicy bitcoina i zarazem przeciwnicy emisji CBDC. W tym czasie Trump milczał na te tematy. Gdy jednak z wyścigu o prezydenturę wypadł zarówno DeSantis, jak i Ramaswany, były prezydent zaczął kreować się na zwolennika kryptowalut. Zapewne była to próba przejęcia elektoratu po obu niedawnych konkurentach.
Co kierowało Trumpem.
Zmiana poglądów czy koniunkturalizm – nie jest już w tym momencie istotne. Ważne, że ogłosił on w czasie kampanii wyborczej, że będzie wspierał rynek miningu, doprowadzi do stworzenia dobrych dla rynku blockchaina regulacji, a także założenia bitcoinowej rezerwy strategicznej.
Ostatecznie, jak dziś wiemy, Trump wybory wygrał. Możemy założyć, że probitcoinowy zwrot mu pomógł. Świadczyć może o tym też wynik elekcji do Kongresu, do którego dostało się ponad 250 kandydatów, którzy nie kryli się ze swoim poparciem dla BTC.
O tym, że kryptowaluty stały się w USA tematem politycznym, świadczyły już raporty giełdy Coinbase. Jak jej CEO, Brian Armstrong, mówił publicznie, z wyliczeń firmy wynika, że inwestorów cyfrowych aktywów jest w USA ok. 56 mln.
To 5 razy więcej niż pojazdów elektrycznych, tak dla przykładu. A my jesteśmy wyborcami
– wyjaśnił Yahoo Finance.
O tym, jaką politykę względem kryptowalut będzie prowadził Trump, dowiemy się po jego zaprzysiężeniu na prezydenta czyli za parę tygodni. Jak na razie – już po elekcji – w czasie inauguracji sesji na nowojorskiej giełdzie powtórzył, że chce „zrobić z kryptowalutami coś wielkiego”. Do tego na szefa SEC powołał znanego z probitcoinowych poglądów Paula Atkinsa. W Białym Domu będzie też działać rada ds. AI i kryptowalut. Sugeruje to, że na czczych obietnicach się nie skończy.
A co dzieje się w Europie?
Jak na tym tle wypada Europa? Okazuje się, że europejscy politycy też interesują się kryptowalutami. I – co ciekawe – Polska może na tym polu wieść prym.
Pierwszym – i na razie jedynym – kandydatem na prezydenta Polski, który zadeklarował swoje poparcie dla rynku kryptowalut, jest Sławomir Mentzen, który w prezydenckiej elekcji ma reprezentować Konfederację. W jego programie na stronie „Mentzen2025” czytamy m.in. o potrzebie „uwolnienia kryptowalut”.
Kryptowaluty są w Polsce zwalczane, ponieważ państwo nie jest w stanie ich kontrolować. W rezultacie, firmy próbujące działać w tej nowoczesnej branży, musiały się zamknąć albo wynieść z Polski. Dlatego jako prezydent będę dążył do uwolnienia obrotu kryptowalutami, a także doprowadzę do tego, aby Polska miała najprzyjaźniejsze kryptowalutom prawo w całej Unii Europejskiej, dzięki czemu staniemy się europejskim hubem dla firm z tej branży. Przyciągnie to do Polski wiele nowoczesnych firm i stworzy dobrze płatne miejsca pracy
– twierdzi Mentzen.
Niedługo potem obecny poseł zadeklarował, że jako głowa państwa będzie dążył do zniesienia podatku dochodowego od zysków, jakie inwestorzy osiągają na rynku kryptowalut, a także stworzenia bitcoinowej rezerwy.
Jak jednak polityk chce to osiągnąć? Prezydent w Polsce ma dość ograniczoną władzę, nie odpowiada choćby za podatki. Mentzen w wywiadach tłumaczy, że dotychczasowi prezydenci nie wykorzystywali w pełni możliwości, jakie daje władza głowy państwa. Planuje – zakładając, że wygra walkę o władzę – negocjować z rządem swoje pomysły i zgadzać się na realizację planów z Al. Ujazdowskich (tam znajduje się Kancelaria Prezesa Rady Ministrów), ale w zamian za przegłosowywanie swoich projektów ustaw.
Oczywiście, obecnie Mentzen nie ma realnych szans na prezydenturę. W sondażach staje na podium, ale dopiero na 3. miejscu, z wynikiem ok. 10%. Oznacza to, że nie wchodzi do II tury wyborów. Te odbędą się jednak wiosną przyszłego roku – przez parę miesięcy wiele może się jeszcze zmienić.
Debata w Niemczech
W tle tego wszystkiego obserwujemy też kryzys rządowy w Niemczech. Gabinet Olafa Scholza upadł i w przyszłym roku nad Renem odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Interesuje nas to o tyle, że wiele zaczyna wskazywać na to, że w czasie kampanii wyborczej pojawi się wątek kryptowalut. W tym roku Niemcy zdecydowały się sprzedać 50 tys. BTC, które wcześniej skonfiskowały właścicielom strony z pirackimi filmami. Problem w tym, że sprzedały kryptowaluty po cenach dwukrotnie niższych niż obecne. I właśnie to wytknął publicznie rządowi były minister finansów Christian Lindner.
Tekst przygotował FXMAG