Zadłużenie Polski w walutach rośnie, bo potrzeby pożyczkowe są bardzo duże. Resort finansów musi wychodzić z ofertami na rynek zagraniczny. Co to oznacza dla finansów Polski?
Ministerstwo Finansów uplasowało wczoraj na rynku długoterminowe obligacje na kwotę 3,75 mld euro. Była to największa w historii transakcja rządu RP na europejskim rynku finansowym.
Duży popyt na polski dług denominowany w EUR
Resort sprzedał 10- i 20-letnie obligacje na kwotę 3,75 mld euro. Jego szef Andrzej Domański poinformował o dużym zainteresowaniu ze strony stabilnych i długoterminowych inwestorów. Łączny popyt na polskie papiery denominowane w EUR wyniósł aż 10,2 mld euro – to pozwoliło na korzystny koszt finansowania na poziomie 3,7% i 4,2%.
Już w grudniu 2023 podczas prac nad budżetem na 2024 rok Andrzej Domański zapowiadał nową strategię emisji obligacji. „Widzimy bardzo duże zainteresowanie ze strony inwestorów zagranicznych polskimi obligacjami skarbowymi” – stwierdził szef MF.
Domański nie ukrywa, że w tym roku do zagranicznych inwestorów może trafić większa część długu, niż w poprzednich latach. Zapewniał, że waluta emisji obligacji będzie weryfikowana na podstawie bieżącego popytu.
Potrzeby pożyczkowe netto Polski w 2024 roku wynieść mają około 250 mld zł. Krajowy rynek z pewnością takiej kwoty nie zapewni, wyjście na rynki międzynarodowe w poszukiwaniu finansowania jest więc koniecznością. Pytanie jednak, na jak dużą skalę to robić?
Emisja euroobligacji oczami ekspertów
Poprosiliśmy znamienitych ekspertów o komentarz do wyników aukcji polskich obligacji w EUR. Oraz o opinie co do planów MF w zakresie śmiałego wyjścia z emisją długu na rynki zagraniczne. Oto co nam powiedzieli:
Ernest Pytlarczyk (główny ekonomista Pekao): „Ceny, po których udało się uplasować dług w walutach, są dobre”
„Ceny, po których udało się uplasować dług w walutach, są dobre, zbliżone do tych np. z 2017 roku. Potrzeby pożyczkowe są na rok 2024 duże i nie powinniśmy się dziwić, że taktycznie MinFin będzie wychodził z emisjami zagranicznymi, żeby odciążyć trochę rynek krajowy. Taki manewr był w przeszłości stosowany z sukcesem i dawał sygnał inwestorom, że resort ma różne opcje i nie musi akceptować cen na danym rynku, jeśli nie są one z jego punktu widzenia korzystne.”
Prof. Jacek Tomkiewicz (Akademia Leona Koźmińskiego): „Trzeba uważać z długiem nominowanym w walucie, bo narażamy się na ryzyko kursowe”
„Co do tej emisji eurobligacji, parę uwag:
- emitujemy dług zagraniczny głównie po to, żeby rolować zapadający dług, który też jest nominowany w euro, więc to z tego głównie wynikają nasze potrzeby pożyczkowe. Ta kwota nie jest na tyle duża, żeby wskazywała na zasadniczą zmianę struktury naszego długu w ujęciu krajowy vs. zagraniczny. Przy okazji korzystamy z niższej rentowności długu nominowanego w euro niż w złotym,
- oczywiście trzeba uważać z długiem nominowanym w walucie, bo narażamy się na ryzyko kursowe, ale nie ma tutaj powodu do niepokoju bo: nie jest to duży udział (około 1/3 naszego długu to dług nominowany w innej walucie), mamy wystarczający duży poziom rezerw walutowych, a jako członek UE mamy dostęp do dużego rynku kapitałowego.
W bieżącym roku szykują się nam rekordowe potrzeby pożyczkowe, więc trzeba dywersyfikować źródła pozyskania kapitału. Jeśli już zaciągać dług zagraniczny, to właśnie w takiej formie, tj. otwartej emisji obligacji, gdzie wszystkie parametry są jasne, wszyscy uczestnicy rynku mają dostęp do danych. Takie podejście niestety nie jest oczywiste, bo np. w zeszłym roku o zaciągniętym długu w koreańskich bankach dowiedzieliśmy się z koreańskiej prasy bez wskazaniu wszystkich parametrów dług jak okres zapadalności, oprocentowanie, zabezpieczenia itd.”