Stopa procentowa na poziomie 5,75% nie daje gwarancji sprowadzenia inflacji do celu – mówi prof. Joanna Tyrowicz, członek Rady Polityki Pieniężnej.
- Piotr Rosik (FXMAG): Pani profesor, jak było na przesłuchaniu w prokuraturze? Co z tą sprawą się dzieje? Przypominam, że wezwanie dotyczyło postępowania w sprawie naruszenia przepisów art. 266 par. 1. Kodeksu Karnego o ujawnieniu informacji w związku z wykonywaną funkcją, a Pani została wezwana w charakterze świadka.
Prof. Joanna Tyrowicz (członek Rady Polityki Pieniężnej): Prokuratura nie ma obowiązku informowania świadków, co się dzieje ze sprawami, w których są wzywani.
- Czy Pani uważa, że to wezwanie może mieć jakiś związek z tarciami i napięciami na linii prof. Tyrowicz – prezes NBP?
Nie próbuję rozgryzać toku myśli pana prezesa.
- Jaki jest klimat na posiedzeniach RPP? Prezes NBP wita się z Panią, podaje Pani rękę?
Kiedy już przychodzi spóźniony, zazwyczaj burknie ogólne „dzień dobry”. Nie zawsze mówi „do widzenia”. Nie umie się nauczyć, że jestem członkinią RPP, i nazywa mnie członkiszczem. Dusza człowiek.
- Od października 2023 do maja 2024 r. na każdym posiedzeniu RPP głosowała za podwyżką stóp o 200 pb. Dlaczego?
Dane i modele analityczne NBP wskazują, że stopa 6,75% nie sprowadzała inflacji do celu, potrzebne było dalsze zacieśnienie polityki pieniężnej. Każda kolejna projekcja pokazuje cel za mniej więcej 8 kwartałów, i tak jest od półtora roku. To uciekający cel. Głosowania za podwyżką odzwierciedlały wnioski z kolejnych projekcji zespołu analityków NBP. Przy 5,75% tym bardziej ma takiej gwarancji. A inflacja w celu to jedyny mandat RPP.
- Gdyby głosowania za podwyżkami o 200 pb. były skuteczne, to na jakim poziomie byłaby teraz stopa inflacji?
Gdybyśmy jako Rada wykazali nieco więcej odpowiedzialności jesienią roku 2022 i mniej nieodpowiedzialności jesienią 2023, już zapewne nie trzeba by głosować podwyżek o 200 pb.
Na to pytanie nie ma naukowo poprawnej odpowiedzi. Wiemy, że nie odbijałaby w kierunku wyższego poziomu w roku 2025. Ani NBP, ani MF, ani KE nie uważają, że będziemy w celu inflacyjnym nawet w 2026 roku. To oznacza 5 lat poza celem.
Nauka mówi, że długi okres poza celem odkotwicza oczekiwania inflacyjne uczestników życia gospodarczego. Mało kto w Polsce nie wierzy, że NBP sprowadzi inflację trwale do celu.
- Od 4 miesięcy inflacja jest w paśmie odchylenia od celu.
A chce Pan włączyć stoper, żeby odliczyć kiedy przestanie w nim być? Próbuję przekonywać większość Rady, że mamy wrócić z inflacją do celu, ale ta większość chce wracać tylko w kierunku celu, to ogromna różnica.
- Poruszyła Pani temat komunikacji NBP i RPP. Rozumiem, że forma i treść konferencji prezesa NBP po posiedzeniach RPP też Pani nie odpowiadają?
RPP poprzedniej kadencji ustaliła, że te konferencje prowadzi prezes NBP jednoosobowo. Jeśli Pan znajdzie choć jednego eksperta, który uważa, że one są prowadzone comme il faut, i skutecznie, to proszę mi dać kontakt do tej osoby, chętnie wysłucham argumentów.
- Jednak podczas konferencji prezesa NBP po Radzie nie było prawie nigdy – poza jednym przypadkiem we wrześniu 2023 po skokowej obniżce stóp – gwałtownych ruchów na notowaniach złotego.
To było bezprecedensowe osłabienie złotego po decyzji, które pogłębiła konferencja prezesa. Ale złej komunikacji nie musi towarzyszyć nerwowa reakcja kursu PLN. Celem komunikacji banku centralnego jest zmniejszenie kosztów społecznych prowadzonej polityki pieniężnej. Jeśli komunikacja jest jasna i skuteczna, uczestnicy życia gospodarczego traktują ją jako źródło wiedzy o przyszłości gospodarki. Dobra komunikacja uspójnia oczekiwania.
Jeśli oczekiwania nie są odpowiednio koordynowane, dochodzenie do konsensusu trwa i kosztuje. Trudniej jest zawierać umowy czy renegocjować stawki, bo każda ze stron ma swoją percepcję przyszłych cen. Dopiero kiedy wszyscy wierzą w cel, negocjują w umowach to, co jest gospodarczo ważne: zmiany produktywności, zmiany rentowności, itp. W przeciwnym przypadku skupiamy się na ochronie strat, co jest kosztowne i konfliktowe. Tak właśnie niewłaściwa komunikacja polityki pieniężnej ma negatywny wpływ na nasze życie.
W USA oczekiwania reagują na klarowne komunikaty FOMC, w Polsce oczekiwania inflacyjne podążają za bieżącą inflacją. W okresie wysokiej inflacji przełomu 2022 i 2023, gdy wszyscy prognozowali spadek inflacji w 2023 roku, polscy konsumenci oczekiwali utrwalenia inflacji na poziomie 18-20%. Komunikacja była niewystarczająca. Zresztą w Polsce jest tak od dawna. Przez trzydzieści lat, był krótki okres, około półtora roku, kiedy oczekiwania były spójne z komunikacją naszego banku centralnego.
- Nie ma Pani obaw, że znacząca podwyżka stóp w Polsce wpłynęłaby negatywnie na rynek pracy? I przy tej kwestii pojawia się również pytanie o to, czy ustawowo nie powinno się rozszerzyć mandatu NBP na dbanie nie tylko o wartość pieniądza, ale i o stabilność rynku pracy, jak w USA?
Po pierwsze, byłoby niestosowne, gdybym komentowała co powinno, a co nie powinno być w mandacie NBP. To jest decyzja ustawodawcy, a nie członków RPP i ustawodawca na razie daje nam jeden konkretny mandat. Przesuwanie ciężaru argumentacji na rynek pracy – nawet gdyby miało jakieś uzasadnienie merytoryczne – jest postępowaniem poza dzisiejszymi ramami prawnymi, a my ślubowaliśmy działać w granicach i na podstawie prawa.
A też obecnie nie miałoby też uzasadnienia merytorycznego. Gdy w Polsce szybko rosła, i pozostawała wysoka, czyli w latach 2022-23, rynek pracy pozostawał w dobrej koniunkturze: obniżyło się bezrobocie, wzrosło zatrudnienie. Teza, że podwyżka stóp do 7,75% jakoś wydatnie by tę sytuację zmieniła jest empirycznie nieprawdziwa, skoro przy 6,75% ona się poprawiała.
Co ciekawe, podobne zjawisko daje się zauważyć w strefie euro: do niedawna historycznie wysokie stopy procentowe i historycznie niskie bezrobocie. Obecny epizod wysokiej inflacji jest specyficzny i inny od tych z przeszłości. Jest po temu wiele powodów, i żadnym z nich nie jest polityka pieniężna.
No i ostatnia sprawa: żadna projekcja NBP nigdy nie sugerowała zasadniczego pogorszenia sytuacji na rynku pracy. Okazywały się za to zbyt pesymistyczne, tak jeśli chodzi o poziom bezrobocia, jak i o wzrost płac. Od początku wynikało z nich zatem, że 7,75% nie wpłynęłoby znacząco negatywnie na rynek pracy. Ta debata żyje wyłącznie lękami przeszłości.
Tekst przygotował FXMAG